Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 18
Cisza przedłużała się i Czarny
Kot zaczynał czuć się coraz bardziej niekomfortowo. Z każdą chwilą coraz
bardziej oczywiste było dla niego, że należało posłuchać instynktu i pocieszyć
Marinette. Jednocześnie był świadomy, że moment odpowiedni na to pocieszenie
minął już bezpowrotnie i nie pozostawało mu nic innego, jak trwać w tej
niezręcznej sytuacji, póki dziewczyna nie wykona jakiegoś ruchu.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 17 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 19
- No i to by było na tyle… -
szepnęła w końcu, podnosząc wzrok.
Serce ścisnęło się Czarnemu Kotu
na widok łez, które błyszczały w jej oczach. Porzucił wreszcie skrupuły i
przysunąwszy się do niej, wziął ją za rękę.
- Ale on nie był taki kiedyś,
prawda? – spytał, patrząc na nią ciepło. – Kiedyś dałby się dla ciebie pokroić.
- I pewnie nadal by się dał
pokroić. Przez większość czasu był czuły, uroczy i rycerski. I zawsze umiał
zagrać mi taką piosenkę, jaka akurat grała w moim sercu.
Słysząc to, Czarny Kot
zdecydowanie odczuł chęć wyskoczenia przez okno. Najlepiej od razu rzucić się z
mostu do Sekwany.
- Ale potem zachłysnął się
popularnością – kontynuowała Marinette, nie pozwalając mu zwolnić uścisku. –
Wiesz… Fanki otaczały go z każdej strony. Ile staników on po koncertach
przynosił do domu, to nie masz pojęcia.
- Dlaczego ich nie wyrzucał? –
zdziwił się Czarny Kot.
- Ha! – podchwyciła Marinette i
zastanowiła się chwilę nad tym, co powiedział. – Nie mam pojęcia, szczerze
mówiąc. Teraz sobie myślę, że powinno mnie to wcześniej zaalarmować. W którymś
momencie przestał być moim Luką, a zaczął być sławnym rockmanem. Może uzależnił
się trochę od tej adrenaliny i popularności. Nie wiem…
- Popularność nie uzależnia,
Księżniczko – wtrącił Czarny Kot. Coś o tym wiedział. I jako superbohater, i
jako Adrien. – Nawet jeśli jesteś jakimś celebrytą, to od ciebie zależy, jak
będziesz kształtować swój wizerunek i co będziesz robić z tą swoją sławą. Mnie
fanki raczej uprzykrzały życie. Nie cieszyło mnie to całe powodzenie. Nie było
szczere.
- Jakby mnie ktoś kilka lat temu
zapytał, który z was dwóch bardziej będzie się cieszył z tłumu wielbicielek, to
jednak obstawiałabym ciebie, Kocie. Nie Lukę.
- No… Ale… Kochałaś go, prawda? –
wykrztusił z trudem.
- Oczywiście, że tak! –
zapewniła, a on mimowolnie się skrzywił. – Co prawda, nie tak jak Adriena, ale
tak, kochałam Lukę.
- Jak to: nie tak jak Adriena? –
podchwycił. – Słabiej?
- Po prostu inaczej. Nie
umiem ci tego wytłumaczyć. Bardzo mocno, ale inaczej. Wiesz… To nie było jak
uderzenie pioruna w deszczowy dzień, ale stopniowo rosnące uczucie.
Nieoczywiste. Luka zawsze przy mnie był. Zawsze mogłam liczyć na to, że mnie
pocieszy. Był ciepły, miły, pełen wsparcia. Zaprzyjaźniliśmy się. A kiedy…
Kiedy wyznał mi swoje uczucia… Odkryłam, że ta sympatia w moim sercu to jest
właśnie to… - Marinette zanurzyła się we wspomnienia, zaś jej rozmówca starał
się opanować nagłe mdłości. To było nie do zniesienia!
- Myślisz… Eee… - odchrząknął. –
Myślisz, że mogłabyś go znów… Eee… Pokochać?
- Kogo? Lukę? – zdziwiła się.
- Adriena… - uściślił.
Marinette zaczerwieniła się
gwałtownie. Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Chyba nie
umiałaby wyrzec się całkowicie takiej możliwości. Zbyt mocne było to jej
młodzieńcze uczucie, żeby gdzieś na dnie duszy nie tliła się jakaś nadzieja na
to, że być może kiedyś… Ale z drugiej strony, Adrien najwyraźniej znalazł już
kobietę swojego życia. Nie mówi się o byle dziewczynie w taki sposób, w jaki on
ją wczoraj opisywał! A poza tym, to na widok Czarnego Kota mocniej biło jej serce.
Choć oczywiście za wcześnie było na zastosowanie metody podsuwanej przez Alyę,
czyli działania „klin klinem”.
- Dlaczego chcesz wiedzieć,
Kocie? – spytała ostrożnie.
- Z czystej ciekawości… -
mruknął, niepewny tego, o czym myślała przez tę chwilę. Czy rozważała
scenariusz zakochania się w Adrienie? Czy raczej całkowicie go właśnie skreśliła?
I czy to oznaczało, że wiele lat temu, kiedy odwiedził ją po raz pierwszy na
jej balkonie, to miała na myśli właśnie jego, Adriena? Czy to właśnie on,
Adrien, złamał jej serce? Które potem połatał Luka? No właśnie… Luka… Wyszło na
to, że on sam, durny Adrien Agreste, wepchnął Marinette w objęcia Luki!
Marinette, która mogła być jego dziewczyną już lata temu! Och, skończony idiota
z niego!
- Ciekawość to pierwszy stopień
do piekła. Już ci to kiedyś mówiłam, Kocie…
- I chyba muszę ci przyznać
rację… - szepnął, odkrywając poniewczasie, że zdobyta przed chwilą wiedza
zamieniła jego już beznadziejne życie w jeszcze bardziej koszmarne. Jak miał
teraz żyć ze świadomością, że od lat mógł być w szczęśliwym związku z tą
cudowną dziewczyną?
- To i tak bez znaczenia, Kocie.
Już ci mówiłam, że Adrien jest w kimś zakochany. I to tak naprawdę.
- Skąd wiesz?
- Spytałam go o tę jego
dziewczynę. Opowiedział mi o niej. Żebyś ty widział, jak on wtedy wyglądał. Mówił
o niej w samych superlatywach. Z taką pasją. Gołym okiem widać, że bardzo ją
kocha. Chciałabym, żeby i o mnie ktoś kiedyś tak mówił… - wyznała z ledwie
słyszalną nutą smutku w głosie.
Czarny Kot miał ochotę pogryźć
sobie ręce. Tak bardzo chciał jej powiedzieć, że to było o niej!
Że on mówił o niej! Nie powinna się smucić. Powinna wiedzieć! Czy jego męki
kiedyś się skończą?!
- Jestem pewien, że tak jest.
Albo będzie… - szepnął z trudem.
- Oczywiście, Kocie. Z pewnością…
- mruknęła z przekąsem.
I to była ostatnia kropla, która
przepełniła czarę goryczy. Czarny Kot poczuł nagle, że nie zniesie ani chwili
dłużej tych mąk. Zbyt wiele spadło na niego w ciągu tej ostatniej godziny – Marinette
zabijała go stopniowo opowieścią o Luce, potem wyznaniem o uczuciu sprzed lat,
a teraz jeszcze to… nie był w stanie tego udźwignąć.
- Wybacz, Księżniczko… - Zerwał
się na równe nogi. – Ale muszę… Muszę lecieć…
Nie oglądał się za siebie, ale
był przekonany, że na jej twarzy malowało się zdumienie i niepokój. Uciekł z
jej pokoju, a kiedy już wylądował bezpiecznie w swoim, rzucił się z rozpaczą na
łóżko, nie odzywając się nawet słowem do Plagga. Miał za swoje!
***
Obudził ją potworny kaszel. Tak
się kończy gadanie godzinami o byłych chłopakach. Już było dobrze z jej gardłem
i proszę! Na półprzytomnie podniosła się do pozycji półsiedzącej i wtedy tuż
przed nią pojawił się czarny kubek z Kotem z Cheshire.
- Napij się, Księżniczko…
- Dzięki, Kocie… - mruknęła i
spojrzała na niego z wdzięcznością. Tyle, że Czarny Kot nie miał maski. Czarny
Kot był… - Adrien?
- Cii… To tylko sen… - uśmiechnął
się do niej i mrugnął.
- Dziwny bardzo… - szepnęła,
oddając mu kubek.
- Dlaczego? – zapytał cicho.
- Zbyt nierealny… I zbyt cudowny…
- wymruczała, zapadając ponownie w sen.
Adrien przyglądał jej się jeszcze
przez chwilę, obejmując dłońmi czarny kubek, który mu oddała przed momentem.
Nie potrafił przestać się uśmiechać.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 17 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 19
Komentarze
Prześlij komentarz