Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 18

Cisza przedłużała się i Czarny Kot zaczynał czuć się coraz bardziej niekomfortowo. Z każdą chwilą coraz bardziej oczywiste było dla niego, że należało posłuchać instynktu i pocieszyć Marinette. Jednocześnie był świadomy, że moment odpowiedni na to pocieszenie minął już bezpowrotnie i nie pozostawało mu nic innego, jak trwać w tej niezręcznej sytuacji, póki dziewczyna nie wykona jakiegoś ruchu.
- No i to by było na tyle… - szepnęła w końcu, podnosząc wzrok.
Serce ścisnęło się Czarnemu Kotu na widok łez, które błyszczały w jej oczach. Porzucił wreszcie skrupuły i przysunąwszy się do niej, wziął ją za rękę.
- Ale on nie był taki kiedyś, prawda? – spytał, patrząc na nią ciepło. – Kiedyś dałby się dla ciebie pokroić.
- I pewnie nadal by się dał pokroić. Przez większość czasu był czuły, uroczy i rycerski. I zawsze umiał zagrać mi taką piosenkę, jaka akurat grała w moim sercu.
Słysząc to, Czarny Kot zdecydowanie odczuł chęć wyskoczenia przez okno. Najlepiej od razu rzucić się z mostu do Sekwany.
- Ale potem zachłysnął się popularnością – kontynuowała Marinette, nie pozwalając mu zwolnić uścisku. – Wiesz… Fanki otaczały go z każdej strony. Ile staników on po koncertach przynosił do domu, to nie masz pojęcia.
- Dlaczego ich nie wyrzucał? – zdziwił się Czarny Kot.
- Ha! – podchwyciła Marinette i zastanowiła się chwilę nad tym, co powiedział. – Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc. Teraz sobie myślę, że powinno mnie to wcześniej zaalarmować. W którymś momencie przestał być moim Luką, a zaczął być sławnym rockmanem. Może uzależnił się trochę od tej adrenaliny i popularności. Nie wiem…
- Popularność nie uzależnia, Księżniczko – wtrącił Czarny Kot. Coś o tym wiedział. I jako superbohater, i jako Adrien. – Nawet jeśli jesteś jakimś celebrytą, to od ciebie zależy, jak będziesz kształtować swój wizerunek i co będziesz robić z tą swoją sławą. Mnie fanki raczej uprzykrzały życie. Nie cieszyło mnie to całe powodzenie. Nie było szczere.
- Jakby mnie ktoś kilka lat temu zapytał, który z was dwóch bardziej będzie się cieszył z tłumu wielbicielek, to jednak obstawiałabym ciebie, Kocie. Nie Lukę.
- No… Ale… Kochałaś go, prawda? – wykrztusił z trudem.
- Oczywiście, że tak! – zapewniła, a on mimowolnie się skrzywił. – Co prawda, nie tak jak Adriena, ale tak, kochałam Lukę.
- Jak to: nie tak jak Adriena? – podchwycił. – Słabiej?
- Po prostu inaczej. Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Bardzo mocno, ale inaczej. Wiesz… To nie było jak uderzenie pioruna w deszczowy dzień, ale stopniowo rosnące uczucie. Nieoczywiste. Luka zawsze przy mnie był. Zawsze mogłam liczyć na to, że mnie pocieszy. Był ciepły, miły, pełen wsparcia. Zaprzyjaźniliśmy się. A kiedy… Kiedy wyznał mi swoje uczucia… Odkryłam, że ta sympatia w moim sercu to jest właśnie to… - Marinette zanurzyła się we wspomnienia, zaś jej rozmówca starał się opanować nagłe mdłości. To było nie do zniesienia!
- Myślisz… Eee… - odchrząknął. – Myślisz, że mogłabyś go znów… Eee… Pokochać?
- Kogo? Lukę? – zdziwiła się.
- Adriena… - uściślił.
Marinette zaczerwieniła się gwałtownie. Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Chyba nie umiałaby wyrzec się całkowicie takiej możliwości. Zbyt mocne było to jej młodzieńcze uczucie, żeby gdzieś na dnie duszy nie tliła się jakaś nadzieja na to, że być może kiedyś… Ale z drugiej strony, Adrien najwyraźniej znalazł już kobietę swojego życia. Nie mówi się o byle dziewczynie w taki sposób, w jaki on ją wczoraj opisywał! A poza tym, to na widok Czarnego Kota mocniej biło jej serce. Choć oczywiście za wcześnie było na zastosowanie metody podsuwanej przez Alyę, czyli działania „klin klinem”.
- Dlaczego chcesz wiedzieć, Kocie? – spytała ostrożnie.
- Z czystej ciekawości… - mruknął, niepewny tego, o czym myślała przez tę chwilę. Czy rozważała scenariusz zakochania się w Adrienie? Czy raczej całkowicie go właśnie skreśliła? I czy to oznaczało, że wiele lat temu, kiedy odwiedził ją po raz pierwszy na jej balkonie, to miała na myśli właśnie jego, Adriena? Czy to właśnie on, Adrien, złamał jej serce? Które potem połatał Luka? No właśnie… Luka… Wyszło na to, że on sam, durny Adrien Agreste, wepchnął Marinette w objęcia Luki! Marinette, która mogła być jego dziewczyną już lata temu! Och, skończony idiota z niego!
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Już ci to kiedyś mówiłam, Kocie…
- I chyba muszę ci przyznać rację… - szepnął, odkrywając poniewczasie, że zdobyta przed chwilą wiedza zamieniła jego już beznadziejne życie w jeszcze bardziej koszmarne. Jak miał teraz żyć ze świadomością, że od lat mógł być w szczęśliwym związku z tą cudowną dziewczyną?
- To i tak bez znaczenia, Kocie. Już ci mówiłam, że Adrien jest w kimś zakochany. I to tak naprawdę.
- Skąd wiesz?
- Spytałam go o tę jego dziewczynę. Opowiedział mi o niej. Żebyś ty widział, jak on wtedy wyglądał. Mówił o niej w samych superlatywach. Z taką pasją. Gołym okiem widać, że bardzo ją kocha. Chciałabym, żeby i o mnie ktoś kiedyś tak mówił… - wyznała z ledwie słyszalną nutą smutku w głosie.
Czarny Kot miał ochotę pogryźć sobie ręce. Tak bardzo chciał jej powiedzieć, że to było o niej! Że on mówił o niej! Nie powinna się smucić. Powinna wiedzieć! Czy jego męki kiedyś się skończą?!
- Jestem pewien, że tak jest. Albo będzie… - szepnął z trudem.
- Oczywiście, Kocie. Z pewnością… - mruknęła z przekąsem.
I to była ostatnia kropla, która przepełniła czarę goryczy. Czarny Kot poczuł nagle, że nie zniesie ani chwili dłużej tych mąk. Zbyt wiele spadło na niego w ciągu tej ostatniej godziny – Marinette zabijała go stopniowo opowieścią o Luce, potem wyznaniem o uczuciu sprzed lat, a teraz jeszcze to… nie był w stanie tego udźwignąć.
- Wybacz, Księżniczko… - Zerwał się na równe nogi. – Ale muszę… Muszę lecieć…
Nie oglądał się za siebie, ale był przekonany, że na jej twarzy malowało się zdumienie i niepokój. Uciekł z jej pokoju, a kiedy już wylądował bezpiecznie w swoim, rzucił się z rozpaczą na łóżko, nie odzywając się nawet słowem do Plagga. Miał za swoje!
***
Obudził ją potworny kaszel. Tak się kończy gadanie godzinami o byłych chłopakach. Już było dobrze z jej gardłem i proszę! Na półprzytomnie podniosła się do pozycji półsiedzącej i wtedy tuż przed nią pojawił się czarny kubek z Kotem z Cheshire.
- Napij się, Księżniczko…
- Dzięki, Kocie… - mruknęła i spojrzała na niego z wdzięcznością. Tyle, że Czarny Kot nie miał maski. Czarny Kot był… - Adrien?
- Cii… To tylko sen… - uśmiechnął się do niej i mrugnął.
- Dziwny bardzo… - szepnęła, oddając mu kubek.
- Dlaczego? – zapytał cicho.
- Zbyt nierealny… I zbyt cudowny… - wymruczała, zapadając ponownie w sen.
Adrien przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, obejmując dłońmi czarny kubek, który mu oddała przed momentem. Nie potrafił przestać się uśmiechać.

---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 17  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 19

Komentarze

Popularne:

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 1

Miraculum FanFiction: Luka - cz. 4

Ta Noc - cz.20

Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 13

Miraculum FanFiction: Długo i szczęśliwie - cz. 5