To tylko pozory - cz.12
(12) - Praca czy pasja?
- Jesteś pewien, że Nino nie będzie podsłuchiwał? – spytała Marinette szeptem, kiedy tylko weszli do ogrodów.
- Jesteś pewien, że Nino nie będzie podsłuchiwał? – spytała Marinette szeptem, kiedy tylko weszli do ogrodów.
- Mogę na nim ślepo polegać –
odparł Adrien z uśmiechem. – Będzie się trzymać na tyle daleko, żeby dać nam
swobodę rozmowy, ale wystarczająco blisko, żeby urwać ci głowę, zanim wbijesz
mi nóż w plecy.
- Malowniczy obrazek… - zaśmiała
się.
Ten żart trochę przełamał
początkowe skrępowanie, które odczuwali za każdym razem, kiedy ponownie
zostawali gdzieś tylko we dwoje. W dodatku od chwili, kiedy Adrien uświadomił
Marinette, że w samochodzie złamali barierę dotyku, ona łapała się raz po raz
na myśli, że chciałaby znów chwycić go za rękę. Żeby zapanować nad sobą, na
wszelki wypadek splotła dłonie na plecach. Przy okazji zauważyła, że Adrien
schował ręce do kieszeni, i nie mogła uwolnić się od myśli, że – być może!
– kierowały nim te same pobudki, co nią.
- Na szczęście dla ciebie nóż
noszę w innej torebce… - zażartowała.
- Rzeczywiście poczułem ulgę! –
Roześmiał się. – Nie mogę mieć jednak pewności, że nie jesteś utajonym ninją
albo jakimś innym skrytobójcą.
- Mało znacząca płotka byłbyś dla
moich mocodawców, gdybym była płatnym zabójcą – prychnęła teatralnie. – Nie
warto by się było ujawniać.
- Dobrze wiedzieć… Czyli z listy
twoich potencjalnych talentów mogę wykreślić sztuki walki?
- Tego nie powiedziałam! Moja
mama wieki temu zapisała mnie na aikido. Według niej każda dziewczyna powinna
znać podstawy samoobrony.
- Wow… - szepnął.
- Żadna filozofia. – Wzruszyła
ramionami. – Też mógłbyś się nauczyć. Nie potrzebowałbyś ogona, a Nino mógłby
już przestać udawać twojego ochroniarza i moglibyście się normalnie przyjaźnić.
- On nie udaje. Naprawdę jest
dobry.
- Przydał ci się kiedyś? Tak w
życiu. W sensie… No wiesz… czy ktoś cię kiedyś zaatakował?
- Parę razy się zdarzyło, że ktoś
przekroczył granicę dopuszczalnego kontaktu.
- I co? Naprawdę Nino urwał komuś
głowę?
- Nie było noża, to i głowy nie
urwał. Ale jakieś kości mógł połamać. Nie patrzyłem.
- Ach, czyli ty jesteś z tych
wrażliwych…
- Chodziło raczej o to, że jeśli
ktoś by nas pozwał, mógłbym powiedzieć, że nic nie widziałem.
- Nie obraź się, Adrien, ale to
zabrzmiało, jakbyś tchórzył.
- Mój ojciec powiedział mi
kiedyś, że tak mam robić. Chciał, żebym uniknął kłopotów.
- I zostawiłbyś przyjaciela w
potrzebie! – Marinette nie przyjęła jego usprawiedliwienia. Wręcz przeciwnie,
ono ją tylko rozjuszyło. – Nawet byś nie mógł zeznawać, żeby Nino uniknął
sprawy sądowej lub więzienia! Przecież ktoś by mógł go oskarżyć o przekroczenie
obrony koniecznej!
Adrien przyglądał jej się przez
chwilę zupełnie skołowany. Nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Był nauczony
ślepo wypełniać polecenia ojca i do tej pory nikt z jego otoczenia nie zwrócił
mu uwagi, że postępuje źle.
- Masz rację… - szepnął po
chwili. – Będę musiał się nauczyć patrzeć Nino na ręce.
- Nauczyć?
- Wiesz… Trudno zmienić nawyki,
szczególnie kiedy ktoś poświęcił lata, żebym je wykształcił.
- Jezu, Adrien! To brzmi jak
tresura, a nie jak wychowanie!
- Nigdy nie myślałem o tym w ten
sposób. Tata preferuje chłodną dyscyplinę – wyznał.
Zatrzymał się w narożniku
arkadowym na skraju ogrodów przed Château d’Auvers-sur-Oise. Oparł się o
wsparcie łuku w podcieniu i choć wyjął ręce z kieszeni, założył je teraz na
piersi.
- A mama? – spytała cicho
Marinette, opierając się o przeciwległe wsparcie łuku.
- Zmarła, kiedy byłem jeszcze
mały – mruknął, nie patrząc na nią, tylko w dal. – Prawie jej nie pamiętam…
- Przepraszam… Nie wiedziałam… -
szepnęła, dotykając delikatnie jego ramienia.
- Wielu rzeczy o sobie nie wiemy.
Mieliśmy nie przepraszać… - przypomniał i spojrzał jej prosto w oczy.
Dlaczego jego spojrzenie nagle
nabrało takiej mocy? Czy to przez to, że dotykała jego ręki? Czym prędzej
zabrała dłoń i odwróciła wzrok. Takie rzeczy nie mają prawa się dziać. Nie w
tej sytuacji. Nie z kimś, kogo zna od wczoraj. Nie z kimś, z kim ma udawać
związek. Nie z nim.
- A twoi rodzice? – zapytał,
jakby wyczuł, że koniecznie trzeba przerwać tę dziwną ciszę. Oderwał się od
ściany i ruszył alejką w stronę parku na tyłach pałacu.
- Mają się całkiem nieźle –
odpowiedziała, podążając za nim. Tym razem ani ona nie założyła rąk na plecach,
ani on nie schował swoich do kieszeni.
- Naprawdę masz chińskie
korzenie? – zaciekawił się.
- Moja mama pochodzi z Chin. Tata
jest Francuzem. Właściwie w połowie Francuzem, w połowie Włochem. Bo moja
babcia jest Włoszką.
- Niezła mieszanka z tego
wychodzi… - zaśmiał się Adrien.
- Wybuchowa…
- Tego jeszcze nie wiem.
- Tak naprawdę jestem łagodna jak
baranek.
- Taa, bo ci uwierzę!
- Jak to?
- Wiesz, Mari? Może i znam cię
dopiero od wczoraj, ale już zdążyłem się o tobie dowiedzieć paru rzeczy. I
jedno ci powiem, masz temperament…
- Potraktuję to jako komplement…
- mruknęła.
- Oczywiście. – Uśmiechnął się w
odpowiedzi, a jego dłoń jakby przypadkiem otarła się o jej dłoń.
Marinette zastanowiła dziwna
sensacja w żołądku. Jakby przypomniał jej się ten moment sprzed kilku minut,
kiedy spojrzeli sobie w oczy z bliska. To były niepokojące odczucia, bo była
boleśnie świadoma, że za trzy dni mają odegrać przekonywująco zakochaną parę,
więc ona nie może reagować w ten sposób na drobne gesty Adriena, które mają
uwiarygodnić tę fikcję. Powtarzała sobie w duchu, że on musi ją przyzwyczajać
do tego, że będzie ją trzymał za rękę, obejmował, może nawet pocałuje ją przed
jakimś obiektywem… Powinna podejść do tego równie profesjonalnie jak on. Ma odegrać
zakochaną dziewczynę. A nie zakochiwać się w nim naprawdę!
Otrząsnęła się szybko z tych
myśli. Musiała skupić się na zadaniu!
- Od kiedy śpiewasz? – zadał jej
pytanie dokładnie w momencie, kiedy ona zapytała:
- Od kiedy pozujesz do zdjęć?
Spojrzeli na siebie i roześmiali
się. Tym samym rozładowali to dziwne napięcie między nimi i mogli wrócić do
rozmowy.
- Nie pamiętam, kiedy zaczęłam
śpiewać – wyznała Marinette, skręcając do parku. – Wydaje mi się, że muzyka
towarzyszyła mi od zawsze. Możliwe, że śpiewałam w swoim niemowlęcym języku,
zanim jeszcze nauczyłam się mówić. Musiałam nieźle dawać się we znaki rodzicom,
bo zapisali mnie na lekcje śpiewu. Nauczyłam się właściwie oddychać,
kontrolować swój głos, ćwiczyć struny głosowe.
- Jak ćwiczysz struny głosowe? –
zaciekawił się Adrien.
- Och, to doprawdy nudne! –
prychnęła. – Chrumkanie, burczenie, mruczenie…
- Pokażesz mi?
Marinette spojrzała na niego spod
oka, ale ostatecznie przystanęła i zaprezentowała kilka ćwiczeń wokalnych,
które musiała wykonywać każdego dnia. W żadnym wypadku nie przypominało to
śpiewu, a jednak Adrien nie potrafił oderwać zafascynowanego wzroku od ust
dziewczyny.
- Zupełnie jakbyś wyciągała głos
z siebie, a potem chowała go z powrotem – powiedział, kiedy ruszyli znów przed
siebie.
- Tak się nauczyłam kontrolować
emisję głosu. Ale możesz mi wierzyć, musiałam naprawdę długo to ćwiczyć! Potem,
jak już załapiesz, to jest łatwiej.
- Niesamowite…
- Czy ja wiem? – Wzruszyła
ramionami. – Bardziej to praca niż pasja.
- Śpiewanie?
- O nie! Śpiewanie to pasja! Te
ćwiczenia to katorga. Ale bez jednego nie będzie drugiego.
- Jestem pod wrażeniem.
- A ty? Modeling to bardziej
praca czy pasja?
- Zdecydowanie praca. – Skrzywił
się nieznacznie.
- To dlaczego to robisz?
- Mój tata… - zaczął Adrien i
uświadomił sobie po raz kolejny, jak bardzo jego życie jest podporządkowane ojcu.
- Ach, ty naprawdę jesteś
świetnie wytresowany. Jesteś w stanie nawet wykonywać pracę, której nie
znosisz…
- To nie tak. Dzięki niej mogę
odwiedzać różne miejsca na świecie.
- Zrozumiałabym, gdybyś nie był
bogaty. Ale chyba masz pieniądze? Możesz podróżować dla przyjemności.
- To byłyby pieniądze mojego
taty. A poza tym… - zawahał się.
- Poza tym co?
- Poza tym obawiam się, że ja
chyba nic innego nie umiem robić… - wyznał nagle.
- Tja, bo ci uwierzę! –
parsknęła. – Jesteś inteligentnym facetem. Niemożliwe, żeby szczytem twoich
możliwości było pozowanie do zdjęć!
- Wiesz, modeling nie jest wcale
taki prosty, jak ci się wydaje! – zaśmiał się Adrien. – Nikt nie kupi zdjęcia
modela o szklanym spojrzeniu, które nic nie wyraża… Ty możesz przekazać emocje
słowem, tonem, melodią. Ja mogę je przekazać tylko mową ciała.
- Hm… Nigdy o tym nie myślałam w
ten sposób – szepnęła, mimochodem zauważając, że już kolejny raz jego dłoń
otarła się o jej dłoń.
- Muszę też mieć w sobie coś z
kameleona. Nie mogę być wciąż taki sam. Muszę się dostosowywać do warunków
danej sesji czy kampanii reklamowej. To strasznie spala.
- No, wyglądasz na takiego, co
głównie spala kalorie, nie dostarczając żadnych nowych.
- Dbam o siebie. To źle?
- Bynajmniej. Jesz w ogóle jakieś
słodycze? – Tym razem to ona dotknęła jego dłoni.
- Jak nikt nie patrzy… - przyznał
się i mrugnął do niej porozumiewawczo.
A potem wziął ją za rękę.
––
Komentarze
Prześlij komentarz