To tylko pozory - cz.5

(5) - Pierwsze spotkanie

To było najzwyklejsze tylne wejście do klubu. Marinette już wielokrotnie wchodziła do takich miejsc właśnie od zaplecza. Zawsze jednak wiązało się to z występem na scenie. Nic więc dziwnego, że poczuła charakterystyczny ucisk w żołądku – objaw tremy. Przez jej głowę przemknęła myśl, że jej mózg musiał już wykształcić odruch warunkowy związany z wchodzeniem do klubów tylnym wyjściem i z odczuwaniem tremy. Zazwyczaj jednak strach mijał, jak tylko wchodziła na scenę. Teraz miało być inaczej. Nie będzie świateł jupiterów, nie będzie entuzjastycznie nastawionej publiczności. Za to przyjdzie jej wystąpić w duecie i odegrać kiepski romans na scenie, a jej widownią mają być paparazzi i tabloidy.
Z przerażeniem uświadomiła sobie, że trzęsą jej się ręce. Nigdy się nie trzęsły przed koncertem.
- Może pójdę przodem… - szepnęła Tikki, która znała Marinette na wylot i szybko domyśliła się, co musi się dziać w głowie dziewczyny.
- Dzięki…
Dziewczyna odetchnęła z ulgą i pozwoliła menedżerce pójść przodem. Weszły do środka i ruszyły wąskim korytarzem. Tikki najwyraźniej wiedziała, gdzie idzie, bo bez chwili zastanowienia skręciła nagle w bok i zaczęła wchodzić po schodach na piętro. Marinette posłusznie podążyła za nią, zapominając na chwilę, po co w ogóle się tu znajdują. Powoli strach ustępował przed ciekawością.
Stanęły wreszcie przed jakimiś drzwiami. Tikki zapukała i na ciche „Proszę!” nacisnęła klamkę.
Marinette poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Znów wrócił strach. Ale ze zdumieniem odkryła, że ta ciekawość też nie zniknęła. Było to bardzo dziwne uczucie, jakby jednocześnie było jej ciepło i zimno. Jeszcze nigdy się tak nie czuła.
Nie miała pojęcia, co ją czeka za drzwiami. Dlatego też, kiedy ujrzała jasny pokój, pełen słońca, które wpadało przez wielkie okna, ogromnie się zdziwiła. Zmrużyła oczy i wtedy na tle okna zobaczyła go.
Stał oparty o framugę, a słońce rozświetlało jego potargane jasne włosy. Ręce trzymał w kieszeniach i choć wyglądał, jakby właśnie brał udział w sesji zdjęciowej – wyluzowany i pewny siebie, Marinette wyraźnie wyczuwała, że jest spięty. Może nawet bardziej niż ona.
Pogratulowała sobie wyboru stroju na dzisiejsze spotkanie. Gdyby posłuchała Tikki i ubrała tę mini i cekinowy T-shirt, wyglądałaby teraz jak szukająca okazji młoda celebrytka. Zdecydowanie lepiej czuła się w dżinsach i luźnej bluzce. Jedyną ekstrawagancją tej kreacji było odsłonięte ramię, no ale cóż – jej status wschodzącej gwiazdy pop do czegoś zobowiązywał.
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, choć to ona była na straconej pozycji – on stał pod światło i miał przewagę – widział ją jak na dłoni, zaś ona czuła się trochę tak, jakby patrzyła prosto w słońce. Odwróciła wzrok, gdy poczuła łzę w kąciku oka. 1:0 dla księcia. Znaczy się: żaby – poprawiła się w myślach i uśmiechnęła pod nosem.
- No dobra! – zarządził nagle rześkim tonem podejrzany brunet stojący nieco z boku. – Proponuję przejść do interesów!
- Tak, miejmy to już z głowy, Plagg – dodała Tikki.
Marinette zerknęła zaskoczona na swoją menedżerkę, a potem rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę Adriena. Napotkała jego równie zdumiony wzrok.
Facet nazwany przez Tikki Plaggiem chrząknął, jakby nagle poczuł się zakłopotany. Marinette nie miała czasu zastanowić się, co wprawiło go w zakłopotanie – czy ta dziwna poufałość w tonie jej menedżerki, czy może to, że trzeba było dwie ciapy nakłonić do udawania ognistego romansu na potrzeby tabloidów i portali plotkarskich. Nieuniknione zbliżało się, a jej skóra ścierpła na samą myśl, co ją czekało. Kątem oka zauważyła, że słońce zaczęło odbijać się pod innym kątem – Adrien oderwał się od framugi i ruszył w jej stronę. Od razu spięła się wewnętrznie.
- Cześć… - mruknął, stając obok niej, nie bliżej jednak niż na wyciągnięcie ręki. Jakby nie chciał wkraczać w jej strefę osobistą.
- Cześć… - szepnęła nieśmiało, konstatując, że wciąż trzymał ręce w kieszeniach.
Póki co jego zachowanie pasowało jej idealnie do scenariusza, w którym Adrien okazuje się gburem i snobem. Idealnie, żeby przypadkiem się w nim nie zakochiwać. Cóż z tego, skoro całą sobą wyczuwała promieniujące od niego zakłopotanie?
- O Jezu… - jęknął Plagg, a Tikki rzuciła mu przerażone spojrzenie. – To nikogo nie przekona.
- Mamy czas! – pospieszyła z dobrą radą Tikki, która już się opanowała po chwilowym ataku paniki.
- Mieli iść na randkę dzisiaj wieczorem! – odparł Plagg.
- Dzisiaj wieczorem?! – wykrzyknęli zgodnie Adrien i Marinette i spojrzeli na niego zszokowani.
- No, tak! – skrzywił się Plagg. – A coś ty myślał? Że mamy pół roku na pisanie scenariusza? Zegar tyka i powiem ci, dzieciaku, że nie na twoją korzyść.
Zapadła niezręczna cisza. Adrien spuścił głowę, a Marinette wyczuła, że atmosfera nagle dziwnie zgęstniała. Jakby Tikki nie wszystko jej powiedziała lub może sama nie wszystko wiedziała. Bo najwyraźniej cała ta sprawa miała ukryte drugie dno.
- Może usiądźmy… – zaproponowała Tikki, wskazując stół.
- Napijecie się czegoś? – spytał uprzejmie Plagg.
- Ja poproszę colę – zamówiła Tikki z uśmiechem.
- A ja herbatę – dodała Marinette.
- Herbatę? – zaśmiał się Plagg, na co Marinette zgromiła go wzrokiem.
- Jest coś złego w herbacie? – spytała chłodnym tonem.
- Herbatę się pije, kiedy coś cię boli.
- Herbatę można pić, jak tylko się ma na nią ochotę.
- Rodzina Marinette wywodzi się z Chin… - pospieszyła z wyjaśnieniem Tikki.
- Nie ma potrzeby się tłumaczyć! – obruszyła się Marinette. – Ani moje upodobania, ani tym bardziej moje pochodzenie nie powinny być podstawą do żartów albo dyskryminacji.
Plagg tylko uniósł brwi i zerknął z półuśmiechem na Adriena. Zapowiadała się świetna zabawa. Bardzo był ciekaw, jak Adrien – do tej pory taki ułożony, ugrzeczniony i podporządkowany ojcu – poradzi sobie z tą temperamentną dziewczyną.

––
To tylko pozory – cz.4  <-  Poprzednia część  |  Następna część  ->  To tylko pozory – cz.6 

Komentarze

Popularne:

Pan Gołąb po raz 72

Majowe opowiadanie MariChat

Ja, Marinette - cz.1

Miraculum FanFiction: Troublemaker cz. 6

Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 11