Ta Noc - cz.7
(7) – Spotkanie po latach
Ręce Marinette drżały tak bardzo,
że nie była w stanie założyć kolczyków. Adrien przykląkł tuż obok dziewczyny i sięgnął
do jej uszu. Poprowadził jej dłoń i pomógł wsunąć wkrętki na miejsce. Po chwili
czerwone nakrapiane kwami wyleciało z Miraculum i zakręciwszy potrójny piruet w
powietrzu, wróciło do Marinette, przytulając się do mokrego od łez policzka swojej
właścicielki.
– Nareszcie! – pisnęła Tikki, a Marinette
roześmiała się wzruszona.
Adrien zerknął zazdrośnie na to
powitanie. Trochę bolało go wspomnienie kwaśnego komentarza Plagga i nawet jego
późniejsze usprawiedliwienie nie całkiem zagoiło tę świeżą ranę. Powstrzymał
westchnięcie i szybko odwrócił wzrok od Marinette i Tikki. I nagle poczuł pod
zwiniętą na udzie dłonią miękki kształt. Mały czarny kocurek otarł się o
wnętrze jego dłoni, jak mają w zwyczaju kociaki, kiedy łaszą się do swoich
właścicieli. Zaparło mu dech, a potem na jego twarzy pojawił się szeroki
uśmiech, a serce zalała fala ulgi i szczęścia.
Plagg natychmiast uciekł,
nakazując gestem milczenie. Ale ta krótka chwila jego słabości stała się dla
Adriena bezcenna. Nie potrzebował nic więcej.
– Tak się cieszę, że mnie
znaleźliście! Tak się cieszę, że znów was widzę! Tak się cieszę, że jesteście
razem! – wyrzucała z siebie Tikki. – Tak bardzo mi ciebie brakowało, Marinette!
– Ja też tęskniłam, Tikki –
odparła wzruszona dziewczyna. – Nie było dnia, żebym nie tęskniła! Czasami się
zastanawiałam, czy nie byłoby mi łatwiej, gdybyśmy mogły się pożegnać. Ale
straciłam cię tak nagle! Bez uprzedzenia… Nie byłam przygotowana…
– Nie myśl, że nie chcieliśmy się
z wami spotkać! Kiedy pokonaliście Władcę Ciem, straciliśmy z Plaggiem mnóstwo
sił i Mistrz bardzo długo się nami opiekował, zanim odzyskaliśmy je w pełni.
Nie pozwolił nam się z wami pożegnać. Twierdził, że to niebezpieczne. Nie uległ,
mimo że oboje prosiliśmy go o to.
– Ja tam wcale go o to nie
prosiłem! – wtrącił Plagg.
– Błagałeś ze łzami w
oczach! – odcięła się Tikki.
– Ja nigdy nie płaczę!
– Też za tobą tęskniłem… –
szepnął Adrien w kierunku swojego kwami.
– Nikt tu nic nie mówił na temat
jakiejkolwiek tęsknoty! – burknął Plagg, któremu jednak podejrzanie
zwilgotniały oczy.
Adrien uśmiechnął się z
rozczuleniem. Wiedział, że jego kwami inaczej nie potrafi. Raczej nie miał co
liczyć na to, że Plagg znów przyleci się przytulić czy w jakikolwiek inny
sposób się odsłoni. Ale to, co wydarzyło się przed chwilą, wystarczało
chłopakowi, żeby wiedzieć, ile znaczył dla swojego kwami. Ależ mu brakowało
tego małego, sarkastycznego stworzonka!
– Może świeża dostawa sera wpłynie
na to, że zmienisz zdanie? – zaproponował pojednawczym tonem.
– Sera? – Plagg zastrzygł uszami,
ale natychmiast się opanował: – Przekupstwo nic tu nie zmieni! Wiecie, do czego
prowadzi zbytnie rozklejanie się! A my tu mamy chyba jakieś zadanie do
wykonania, o ile dobrze pamiętam?
– Racja! – przytaknęła Tikki. –
Wskazówka!
– Mistrz Fu tak zadbał o zatarcie
śladów, że przez rok będziemy go teraz szukać… – skomentował Adrien, ale Marinette
uciszyła go gestem i spojrzała wyczekująco na swoje kwami.
– Kiedy Wayzz zniknął? – spytała
Tikki.
– Jakieś półtorej godziny temu…
Może dwie… – Adrien zerknął na zegarek.
– Niedobrze… – mruknęło czerwone
kwami. – Musimy się spieszyć!
– Czy Mistrz Fu powiedział ci coś
więcej? Czy mówił, gdzie porzuci Wayzza?
– Nie mógł mi tego powiedzieć na
wypadek, gdybym została przejęta przez złoczyńcę. Jedyną wskazówkę, jaką mi
zostawił, to były słowa: „Zaufana od recepty”.
– Jakiej znów recepty?! – jęknęła
Marinette. – Mamy iść do jakiejś apteki? W Paryżu jest ich kilkaset! Mamy
sprawdzić wszystkie?
Spojrzała na swojego chłopaka
bezradnie. Mistrz tak zadbał o konspirację, że wskazówka wydała im się zupełnie
niejasna! I co teraz?
– Zastanówmy się… – mruknął
Adrien, jak zawsze gotowy pomóc swojej ukochanej. – To musi być coś związanego
z receptą, co będziemy kojarzyć tylko my dwoje. Tak powiedział Wayzz…Wskazówki
mają być zrozumiałe dla nas, a niekoniecznie dla porywaczki…
Zamyślili się oboje, próbując skojarzyć
cokolwiek związanego z jakąkolwiek receptą. I nagle Adrien przypomniał sobie
pewien dzień, kiedy biegał po całym Londynie, próbując kupić lek, o który
poprosiła Marinette przed jego wyjazdem do stolicy Wielkiej Brytanii.
– Nie mów, że mamy teraz lecieć
do Anglii… – mruknął.
– Do Anglii? – zdziwiła się
dziewczyna.
– No… Jedyne, co mi przychodzi do
głowy z receptą i co by dotyczyło nas dwojga to tamten lek, którego dla ciebie
szukałem w Londynie.
Marinette spojrzała na niego z
namysłem. Po chwili wróciło do niej to kompromitujące wspomnienie. Chciała się
wtedy zapaść pod ziemię! Oczywiście wszystkie przyjaciółki pocieszały ją,
mówiąc, że Adrien myślał o niej cały weekend. Ale jej wcale nie zależało na
tym, żeby myślał o niej w kontekście leku na zaparcia!
Zaczerwieniła się okropnie na to
wspomnienie i speszona ukryła twarz w dłoniach. Wróciły wszystkie emocje z
tamtego dnia. Przypomniała sobie, ile ją kosztowało zdobycie się na odwagę,
żeby wszystko mu wyznać. I choć nie była w stanie powiedzieć mu tego w cztery
oczy, napisała list… A potem pomyliła kartki…
Poderwała głowę.
– A może chodzi o Marianne?
– O jaką Marianne?
– O ukochaną Mistrza Fu. Bo
wiesz… Wtedy dostałeś receptę przez pomyłkę. Pomieszały mi się kartki i ty
dostałeś receptę, aptekarka – list od Mistrza do Marianne, a Marianne dostała
list, który napisałam do ciebie. I kiedy go przeczytała, to się załamała i
Władca Ciem dopadł ją ze swoją akumą. To wtedy walczyliśmy z Cofelią.
Pamiętasz?
– Ach, no tak! Utknęliśmy wtedy z
ojcem na stacji! Teraz już wiem, że musiał się przemienić w pociągu. No i
dzięki temu, że nie odjechaliśmy do Londynu, mogłem ci pomóc w tej walce. Czyli
powinniśmy teraz poszukać pani Marianne?
– Nie wiem, gdzie mieszka. Ale
wiem, że Mistrz miał z nią umówione miejsce, gdzie mieli się spotkać. Może
kolejna wskazówka będzie gdzieś w okolicach ich ławki? Porywaczka na pewno nie
wie o tym miejscu.
– Myślisz, że tam będzie Wayzz?
– Zbyt ryzykowne… – Marinette
potrząsnęła głową. – Jakby nie było, to przecież ławka w środku miasta. Może
tam spotkamy Marianne?
– O tej porze? – zdziwił się
Adrien.
– Wiem, że jest późno. Ale nic
innego nie przychodzi mi do głowy. Trzeba tam iść i sprawdzić. Jeśli Marianne
tam nie będzie, trzeba będzie jakoś ją znaleźć… Nie wiem, jak…
– Pytanie brzmi, czy Marianne
czeka na Biedronkę i Czarnego Kota czy na Marinette i Adriena?
– Ha! Dobre pytanie… – Marinette
zawahała się. – Wydaje mi się, że jeśli Mistrz zostawił Szkatułę albo Wayzza
pod jej opieką, to musiał ją w pewnym stopniu wtajemniczyć w sprawy Miraculów.
A to oznacza, że mógł zapowiedzieć, że odezwą się do niej superbohaterowie… A
poza tym…
– Poza tym co? – zapytał Adrien,
gdy dziewczyna popadła w zamyślenie.
– Poza tym będę się czuła pewniej
jako Biedronka. Wiesz… Na wypadek, gdyby porywaczka jednak nas obserwowała lub
zaatakowała.
– Masz rację, kochanie. Ja też czuję
się pewniej jako Czarny Kot, jeśli mamy biegać nocą po mieście. W dodatku ze
złoczyńcą depczącym nam po piętach.
– No to postanowione! Tikki?
Jesteś gotowa? – Marinette zwróciła się do swojego kwami.
– To raczej ciebie powinnam o to
zapytać… – roześmiała się Tikki w odpowiedzi.
– Nigdy nie byłam bardziej
gotowa… Tikki, kropkuj!
– Plagg, wysuwaj pazury! –
powiedział w tym samym momencie Adrien.
– A mój seeeeer? – jęknęło z
pretensją czarne kwami, wskakując do pierścienia.
– Będę musiał wynagrodzić
Plaggowi ten stracony camembert… – mruknął pod nosem Czarny Kot, po czym
zaniemówił z wrażenia na widok swojej dziewczyny.
Wbrew zapowiedziom nowy strój jego
partnerki nie był sukienką o milionie guzików ani workiem po ziemniakach. Nadal
był to obcisły kombinezon, ale w okolicach bioder pojawiły się czarne kliny,
które do złudzenia przypominały skrzydła biedronki, przy okazji podkreślając
kobiece kształty superbohaterki. Czarny Kot z trudem przełknął ślinę, na co jego
dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.
– Czyżbym dostrzegała w twoich
oczach zachwyt? – spytała zalotnie.
– Ra… – chciał odpowiedzieć, ale
zaschło mu w gardle.
– Tak, wiem… Raczej to drugie… –
szepnęła, podchodząc do niego.
– Wyglądasz tak, że zaczynam się
poważnie martwić o Mistrza Fu… – mruknął, przyciągając ją do siebie.
– Hmm… Chętnie rozwinęłabym
temat, ale naprawdę musimy znaleźć szkatułę, zanim będzie za późno. Porywaczka
nie może przejąć Miraculów!
– Wiem, wiem… Ale to wcale nie
ułatwia mi zachowania samokontroli.
– To działa w obie strony, Kotku…
– zapewniła go. – Więc przestań kusić, tylko pomóż mi znaleźć szkatułę. Im
szybciej się uwiniemy, tym szybciej zrealizujemy nasze pierwotne plany. Lecimy
nad Sekwanę!
Czarny Kot otworzył okno – to
samo, które było jego przepustką na wolność trzy lata temu. Wyskoczyli oboje w ciemność
pogrążonego we śnie miasta. Biedronka już po pierwszym wyrzuceniu w powietrze
swojego jo-jo przypomniała sobie dawne czasy. Adrenalina zaczęła krążyć w jej
żyłach, a umysł zaczął pracować na zwiększonych obrotach. Lecąc przez paryskie
niebo i skacząc po dachach, analizowała dostępne scenariusze. W kilka minut
dotarli na nabrzeże Sekwany, gdzie znajdowała się ławeczka, na której zazwyczaj
Marianne czekała na swojego ukochanego.
Nagle Biedronka stanęła jak wryta,
a z jej ust wyrwał się zduszony okrzyk.
Na ławeczce siedziała Marianne.
Ale nie była sama. Tuż nad nią stała ta, której nigdy nie ufali – Lila Rossi.
Kłamliwa lisica wyczuła ich przybycie, bo odwróciła się od starszej kobiety i
spojrzała prosto na superbohaterów.
– Tego szukacie? – spytała
złośliwie, potrząsając nadgarstkiem, na którym znajdowała się już bransoletka z
żółwiem.
I zaśmiała się szyderczo.
---
Ta Noc – cz.6 <- Poprzednia część |
Następna część -> Ta Noc – cz.8
Komentarze
Prześlij komentarz