Ta Noc - cz.9
(9) – Skrytka
– To latanie po nocy zaczyna być
męczące… – mruknęła Marinette, podając Tikki ciasteczko w ciemnym zaułku pod
pocztą, której adres widniał na breloczku przekazanym przez Marianne. – W
dodatku ciągle musimy się przemieniać, bo raz wypada być superbohaterem, zaraz
znów w cywilu…
– Dobrze wiesz, że gdyby na
poczcie pojawiła się Biedronka z Czarnym Kotem, to sensacja rozsadziłaby social
media. I zanim dotarlibyśmy do właściwej skrytki, dorwałaby nas Lila… – odparł
Adrien, rzucając kawałek sera Plaggowi.
– Cała nadzieja w tym, że w
skrytce jest szkatuła i nasze poszukiwania dobiegną końca.
– Nie całkiem… – przypomniał jej
chłopak. – Przecież musimy znaleźć Mistrza. Gdybyś mnie nie zatrzymała, to
mógłbym śledzić Lilę do jej kryjówki…
– Jasne! – odparła z przekąsem
Marinette. – Bo ona jest taka głupia, że zaprowadziłaby cię tam jak po sznurku.
Jestem pewna, że spodziewała się, że któreś z nas za nią poleci. Poza tym, to
mogła być pułapka.
– W sumie racja… – przyznał
niechętnie Adrien. – Teraz i tak się tego nie dowiemy…
– Najważniejsze, żebyśmy przejęli
miracula, zanim dostaną się w łapy Lili. Och… Biedny Wayzz! Gdybyśmy dotarli
nad Sekwanę chwilę wcześniej, udałoby się go uratować! Tak się martwił, że
będzie musiał służyć złoczyńcy!
– Wayzz sobie poradzi! – zapewniła
Tikki. – Jest twardszy niż myślicie!
– No nie wiem… – wtrącił Plagg. –
Jest zbyt poczciwy…
– To nie znaczy, że potulny! –
odbiła piłeczkę Tikki. – Może stawić opór.
– Na pewno stawi opór! – zgodził
się Plagg. – Ale magia miraculów działa przeciwko nam, kwami. Musimy być
posłuszni naszym właścicielom.
Marinette zastygła w bezruchu i
spojrzała na kwami z przerażeniem, jakby dopiero teraz dotarła do niej ta
straszna prawda, mimo że przecież Wayzz powiedział to samo kilka godzin temu.
– On zna nasze tożsamości… –
szepnęła. – Lila się dowie, kim jesteśmy! Wystarczy, że wpadnie na pomysł
przepytania Wayzza i wyciągnięcia z niego tych informacji! Nie będzie miał
wyjścia! Będzie musiał jej odpowiedzieć!
– Niekoniecznie… – mruknęła z
zagadkowym uśmiechem Tikki.
– Co masz na myśli? – spytał Adrien,
który kompletnie nie rozumiał spokoju czerwonego kwami. Przecież to, co przed
chwilą powiedziała Marinette, było straszną perspektywą i niestety – dość prawdopodobną!
Jego mama i rodzice jego dziewczyny znajdowali się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie!
– Siła oddziaływania właściciela
miraculum nie wynika tylko z faktu posiadania. To skomplikowana relacja. Jeśli
Mistrz Fu zadbał o ukrycie waszych tożsamości, a mamy wszelkie podstawy mieć
nadzieję, że to zrobił, to jego polecenie ma dla Wayzza większą wagę niż
jakikolwiek rozkaz ze strony Lili. Przynajmniej przez jakiś czas.
– Nie rozumiem… – Marinette tylko
pokręciła głową.
– Chodzi o to, że Wayzz był z
Mistrzem przez ponad sto lat – wyjaśniła Tikki. – Nas, kwami, łączą z
właścicielami silne więzy, które wzmacniają się z czasem. Przykładowo, jeśli to
ja bym trafiła w obce ręce, ale wiązałoby mnie jakieś dawne polecenie od
ciebie, Marinette, to przez jakiś czas ono miałoby wyższość nad rozkazem nowego
posiadacza.
– No to teraz pytanie, na jak
długo wystarczy tej przewagi Wayzzowi… – mruknął Adrien, na co jego dziewczyna
zerwała się na równe nogi.
– Spieszmy się! – powiedziała
zdecydowanym tonem. – Musimy ochronić moich rodziców i twoją mamę. Lila nie
będzie się z nimi patyczkować, kiedy odkryje, kim jesteśmy!
Bez chwili wahania ruszyła w
stronę drzwi wejściowych do budynku poczty. Była to placówka dostępna przez
całą dobę, ale o tej porze prawie nikogo nie było w środku. Marinette i Adrien
nie chcieli zwracać na siebie zbytniej uwagi, więc szybko przeszli do części, w
której znajdowały się skrytki pocztowe i bez trudu znaleźli tę właściwą.
Wewnątrz znajdował się niewielki
sejf z cyferblatem – zapewne było to dodatkowe zabezpieczenie, o którym
wspominała Marianne. Musieli wypróbować kombinację cyfr kojarzącą się z
początkiem lub końcem ich przygody z miraculami.
– Weźmy to do domu… – szepnęła
Marinette. – Cokolwiek jest w środku, wolę to zobaczyć bez świadków.
– Ale do którego domu, kochanie?
– zapytał przytomnie Adrien. – Ostatnio byliśmy widziani u mnie, ale twoi
rodzice pewnie są przekonani, że jesteśmy u ciebie.
– Twoja mama na pewno nie zajrzy
do ciebie przed śniadaniem… – przypomniała dziewczyna.
– Podobnie jak twoi rodzice –
odparł ze znaczącym uśmiechem. – Naprawdę sądzisz, że przyjdą sprawdzić nasze
postępy zaraz po powrocie z kolacji?
Marinette zachichotała rozbawiona
tym przypuszczeniem. Wiedziała, że Adrien zażartował, żeby rozładować napięcie,
jak to miał w zwyczaju jako Czarny Kot. Tym razem to też pomogło jej podjąć
decyzję.
– Chodźmy do mnie – powiedziała. –
Sprawdzimy tam sejf i zostawimy kartkę rodzicom, że idziemy do ciebie. Bo
śniadanie musimy zjeść z twoją mamą.
– Racja… – przytaknął chłopak, podnosząc
ciężkie pudło.
Zamknęli skrytkę i opuścili
pocztę. Przemienili się w tym samym zaułku, w którym jeszcze przed chwilą
karmili swoje kwami. Po kilku minutach wylądowali miękko na balkonie Marinette.
Cicho weszli do pokoju dziewczyny, ze zdumieniem uświadamiając sobie, że wyszli
stamtąd zaledwie trzy godziny temu. Tak wiele się wydarzyło w tym czasie, że
nawet zapomnieli o biednym guziku, który wciąż tkwił pod biurkiem…
– Coś czuję, że jednak dzisiaj go
nie przyszyjesz… – mruknął Adrien, podnosząc guzik z podłogi.
– Nie marudź! – sapnęła
dziewczyna zajęta wstukiwaniem kolejnych kombinacji cyfrowych. Ani daty
początku i końca, ani godzina pożegnania z miraculami nie zadziałały. – I co
teraz? – spytała bezradnie.
– Może na opak? – rzucił od
niechcenia Plagg, latając po całym pokoju i rozglądając się po kątach. –
Pamiętacie jeszcze, jak was Mistrz wyrolował z Wayzzem?
– Nie przypominaj mi o Wayzzie… –
mruknęła Marinette. – Jakbyśmy się pospieszyli, to przejęlibyśmy Miraculum
Żółwia. A tak to ma go Lila…
– Mogliście się tyle nie
migdalić! – sarknęło kwami Czarnego Kota. – Za dużo obściskiwanek, za mało roboty.
– Daj już spokój, Plagg! –
wtrącił Adrien, nagle zirytowany docinkami. – Musimy działać, a nie
rozpamiętywać własne błędy. A poza tym…
– Poza tym co? – podchwycił
czarny kocurek z szerokim uśmiechem. – Myślisz, że nie wiem, co tu się kroiło? Hehehe!
Żebyście tylko widzieli swoją aurę!
– Ja uważam, że to urocze! –
zachichotała Tikki.
– Do czasu jak zaczną się
obściskiwać… – mruknął kwaśno Plagg.
– Wtedy sobie gdzieś pójdziemy i
nie będziemy przeszkadzać.
– Też widzisz tę aurę, Tik?
– A można ją przegapić? –
zaśmiało się czerwone kwami.
Adrien i Marinette wymienili
zakłopotane spojrzenia i zaczerwienili się po cebulki włosów. To naprawdę była
niefortunna pora na powrót do superbohaterskiego życia! Dziewczyna czym prędzej
zajęła się ponownie wciskaniem kodu na cyferblacie, byle nie skupiać się na tej
krępującej rozmowie. I rzeczywiście – data pokonania Władcy Ciem i oddania
miraculów, lecz wpisana od tyłu, zadziałała.
– Szybciej by było, gdybyście
poprosili któreś z nas o otwarcie sejfu, ale jak rozumiem, chcieliście
spróbować własnych sił… – skomentował sarkastycznie Plagg, który sprawiał
wrażenie, jakby specjalnie czekał na ten moment, żeby wytknąć superbohaterom
ten drobiazg. Oni jednak zignorowali tę uwagę.
Sejf stał przed nimi otworem.
---
Ta Noc – cz.8 <- Poprzednia część |
Następna część -> Ta Noc – cz.10
Komentarze
Prześlij komentarz