Ciasno, że Kota nie wciśniesz? - cz. 22
Przez kolejne trzy dni Marinette
czuła się trochę jak we śnie. Nie była jednak do końca pewna, czy jej się ten
sen podobał… Doskwierał jej brak Adriena w zasięgu wzroku. Zaszył się w swoim
pokoju i żadne z przyjaciół nie widziało go na oczy przez całe dnie. W Marinette
rosło poczucie winy przy jednoczesnym braku pomysłu na to, co mogłaby zrobić,
żeby wyciągnąć go z jego kryjówki.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 21 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 23
Raz czy dwa razy podchwyciła
zaniepokojone spojrzenie Alyi, ale przyjaciółka tylko raz spytała, czy czasami
Marinette nie pokłóciła się o coś z Adrienem. Usłyszawszy gorące zaprzeczenie,
Alya wycofała się i nie drążyła tematu. Ożywione szepty między nią a Nino
świadczyły jednak o tym, że nadal martwiła się sytuacją, która zaistniała w ich
mieszkaniu.
Wyrzuty sumienia i tęsknota za
Adrienem spowodowały, że Marinette szybko zapomniała o irytacji, którą
odczuwała zaraz po odkryciu tożsamości Czarnego Kota. Teraz bardziej zajmowały
ją domysły, dlaczego Adrien szukał kontaktu z nią w swoim superbohaterskim
wcieleniu, skoro miał ją na wyciągnięcie ręki jako cywil.
- Bo najpierw znalazł mnie jako
Czarny Kot… - odpowiedziała sobie półgłosem, a Tikki wymownie przewróciła oczami
za plecami swojej właścicielki.
Maglowały to już trzeci dzień z
rzędu!
- Marinette, najwyższy czas
przejść do działania! – powtórzyło kwami już nieco zniecierpliwionym tonem. –
Bo znów przegapisz swój moment. Tak jak kilka lat temu.
- Sama nie wiem, co się ze mną
dzieje. Byłam już przecież całkiem normalna. Czy to możliwe, że Adrien tak po
prostu na mnie działa?
- Ogłupiająco?
- Miałam raczej na myśli onieśmielająco…
- poprawiła cierpkim tonem Marinette.
- Jak zwał, tak zwał…
- Muszę z nim porozmawiać, ale
przecież nie mogę iść tak po prostu do niego i mu powiedzieć, że wiem, że on to
on. Choć z drugiej strony, sam się przecież wygadał, prawda? O ile to nie był
sen, ale na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jestem pewna, że to stało się naprawdę.
No i ten kubek z kotem jest jego, a przecież tak bardzo pasuje do Czarnego
Kota…
- Marinette… - westchnęła Tikki.
– Znów nawijasz… Przestań to analizować na dziesiątą stronę i bierz się do
roboty. Jakim cudem z Luką nie było tylu problemów?
- Bo Luka nie zostawił mi zbyt
wiele czasu do namysłu. Po prostu inicjatywa była po jego stronie. Ja naprawdę
nie musiałam nic robić…
- Czyli Adrien to ciapa?
- Tego nie powiedziałam! –
oburzyła się dziewczyna. – Skąd ci to przyszło do głowy?!
- Wysnułam ten wniosek z
porównania…
- Nie to porównywałam! Adrien raczej
daje mi przestrzeń i możliwość podjęcia decyzji…
- Chyba sam nie wie, czym to
grozi… - skomentowała Tikki, na co jej właścicielka zgromiła ją wzrokiem.
- A ja właśnie tak wolę! –
zaperzyła się Marinette. – Przynajmniej mam coś do powiedzenia! A nie tak, że
tylko płynę z prądem, gdzie mnie zaniesie… Sama widziałaś, na jakim meandrze
wysadził mnie Luka…
- Zaczynasz uciekać w metafory… -
zauważyło kwami. – Na pewno czujesz się dobrze?
- Véronique miała rację. Nie ma
sensu się szarpać. Ty też masz rację. Tak. Pogadam z nim jutro. Zostawię mu tę
kartkę na parapecie. Jak tylko przeżyję jutrzejsze zajęcia z tym idiotą,
Pierre’em. Nienawidzę piątków! W dodatku muszę jeszcze skończyć nowy projekt na
te ćwiczenia. Prawie o tym zapomniałam! Ten projekt musi być perfekcyjny. Jeśli
znów podrze moją pracę, to będę miała pogawędkę z Władcą Ciem…
- Nigdy sobie z tego nie żartuj,
Marinette! – przestrzegła Tikki. – Wiesz, że nie możesz sprowokować akumy!
- Nie martw się. Nigdy na to nie
pozwolę!
- To lepiej bierz się do roboty,
bo północ za pasem…
Marinette kiwnęła głową i bez
słowa siadła do biurka. Było już dobrze po drugiej w nocy, kiedy ledwo już
widząc na oczy, wypiła ostatni łyk zimnej herbaty. Czas był już najwyższy, żeby
położyć się spać, ale musiała wykończyć ten projekt, żeby nie sprowokować
Pierra’a „de la idioty”. Czuła jednak, że bez zielonej herbaty się to nie uda. Przetarła
powieki i wstała z cichym westchnieniem.
Nie zawracała sobie głowy
zapalaniem światła w salonie. Na pamięć poszła prosto do aneksu kuchennego i
dopiero tam stanęła jak wryta, z ulubionym kubkiem Adriena w dłoniach. Przy
lodówce stał bowiem właściciel owego kubka we własnej osobie.
Zamurowało ich oboje, bo żadne z
nich się nie spodziewało spotkać tego drugiego w środku nocy w kuchni.
- Już sobie idę… - mruknął
Adrien, umykając wzrokiem.
Marinette natychmiast poczuła się
winna. Musiała mu coś powiedzieć! On nie mógł się obwiniać o coś, czego nie
zrobił! Nie mógł się zadręczać myślami, że ona go nie lubi! Bo wyglądał tak,
jakby się tym właśnie zadręczał.
- Adrien? – zatrzymała go w
połowie drogi do pokoju.
Odwrócił się i zerknął na nią
niepewnie.
- Tak sobie myślałam… - zaczęła
zakłopotana. – Właściwie to… chyba powinnam ci go oddać – powiedziała zupełnie
nie to, co chciała. Wyciągnęła kubek przed siebie w jego stronę.
- Przecież podoba ci się –
odparł, patrząc na nią z namysłem.
- Ale to twój ulubiony –
szepnęła, spuszczając wzrok na kubek. Szkoda jej było go oddawać…
- Tym bardziej powinnaś go
zatrzymać – powiedział Adrien, podchodząc do niej blisko. Objął swoimi dłońmi
jej dłonie i przesunął kubek w jej stronę.
Spojrzała na niego zdumiona.
Dzieliła ich tylko odległość jednego kubka i ich dłoni splecionych na nim.
Właściwie, to gdyby stanęła na palcach, zetknęłyby się ich nosy… Czy on… Czy on
chciał ją pocałować? I dlaczego nagle zapomniała jak się oddycha? „Oddychaj!”
– powiedziała sobie.
- Dziękuję… - szepnęła, nie mogąc
oderwać zafascynowanego wzroku od jego oczu.
- Proszę bardzo… - odszepnął z
półuśmiechem.
Zaraz potem ją puścił i wycofał
się do swojego pokoju. Ona zaś została na środku kuchni z czarnym kubkiem w dłoniach,
a serce biło jej jak oszalałe.
---
Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 21 <- Poprzednia część | Następna część -> Ciasno, że Kota nie wciśniesz – cz. 23
Kochana proszę pisz szybciej bo ja już gryze paznokcie he he
OdpowiedzUsuńNie mogę się uwolnić od tej opowieści
OdpowiedzUsuńDopiero dzisiaj znalazłam te komentarze! Przez lata tak przyzwyczaiłam się do tego, że nikt tu nie komentuje moich wpisów, że nawet nie sprawdzałam zakładki "Komentarze". Zerknęłam dzisiaj i jakież było moje zdumienie, że są aż dwa! Dziękuję za Twoje słowa i powiem tak - ja też długo nie mogłam uwolnić się od tej opowieści. Zresztą, nadal gdzieś we mnie siedzi akurat to uniwersum...
Usuń